Nowy rok już na dobre zagościł w naszych sercach i umysłach. Siłownie pękają w szwach (już niedługo), a miliony osób 1 stycznia zasiadło na kanapie z długopisem i kartką w rękach. W końcu przyszedł przecież czas na coroczne spisanie postanowień. Tylko czy aby na pewno?
Nie będę ukrywać, też jestem winna. Przez wiele lat sporządzałam długą listę postanowień. Oczywiście, jak możesz się domyślić, większości z nich nigdy nie zrealizowałam. Na początku jesteśmy zdeterminowane do działania, ale w miarę upływu czasu okazuje się, że wcale nie chcemy realizować wcześniejszych wytycznych, więc udajemy, że nadal wdrażamy noworoczny plan tylko dlatego, że czujemy jakiś wewnętrzny przymus. Oszukujemy się więc, że damy radę, bo przecież pod koniec roku musimy pochwalić się wszystkim zrealizowanymi pomysłami. Niech rzuci kamieniem ten, kto nigdy choć raz nie zapełnił całej kartki noworocznymi postanowieniami. Siedzimy i wymyślamy, co takiego tym razem mogłybyśmy sobie postanowić, o czym w połowie roku totalnie zapominamy, a pod jego koniec z wyrzutami sumienia dajemy słowo, że kolejny rok to będzie ten "nasz rok" i wtedy na pewno się uda. Nie ma się co oszukiwać - przecież wiemy, że się nie uda. Po części dlatego, że nie ma rzeczy, które nam się udają. Albo ciężko pracujemy na nasz sukces i realizujemy plany oraz marzenia, albo nie robimy nic i czekamy aż z nieba spadnie nam przysłowiowa gwiazdka. Nie zliczę ile razy usłyszałam "ooo, ale ci się udało" lub "udało ci się, bo masz szczęście". Wtedy jedyna sensowna odpowiedź, jaka ci przychodzi do głowy to uśmiech i pokiwanie z politowaniem głową. Musimy sobie jednak zdać sprawę z tego, że w ten sposób ludzie umniejszają nasze sukcesy, a ciężką pracę i dążenie do celu zrównują z czymś, na co nie mamy wpływu - ze szczęściem. Czas więc by za każdym razem, kiedy ktoś będzie chciał zdegradować naszą pracę do zera mówiąc "udało ci się" głośno i wyraźnie powiedzieć - NIE, wcale mi się nie udało. Zapracowałem sobie na to. Pewnie znacie to powiedzenie - "wypracowane, nie dane". Niech więc stanie się dla was hasłem przewodnim w tym roku.
Ustaliłyśmy więc już, że się nie uda, bo z zasady to się po prostu nie udaje. Samo zapisanie postanowień na kartce to za mało. Z drugiej strony nie masz czasem poczucia, że te noworoczne postanowienia robione są na siłę? Bo przecież wszyscy robią, bo taki jest zwyczaj czy co tam sobie innego wymyślisz jako potwierdzenie, że spisywanie noworocznych postanowień jest czynem godnym pochwały. Co takiego strasznego się stanie, jeśli tych postanowień nie zrobisz i co gorsze nie zapiszesz? Świat się przecież nie zawali, a ty zaoszczędzisz kartkę papieru (za co ekolodzy na pewno ci podziękują). Może więc tym razem po prostu zapomnij o istnieniu postanowień? Stwórz plan działania w postaci mapy marzeń. Umieść na niej swoje plany i marzenia. Powieś w widocznym miejscu tak by codziennie przypominała ci, do czego dążysz i na co pracujesz. Jestem więcej niż pewna, że pod koniec tego roku będziesz świętować sukces i zrobisz więcej niż przez ostatnie lata zapisałaś postanowień na kartce. To naprawdę działa - od kiedy zaczęłam konkretnie planować każdy kwartał, zamiast spisywać w styczniu ogólne postanowienia na cały rok - konsekwentnie realizuję swoje założenia i spełniam kolejne marzenia widniejące na mojej mapie myśli. Brak narzuconych ograniczeń i ciężka praca to klucz do sukcesu, a postanowienia noworoczne spisywane 1 stycznia są po prostu przereklamowane.
Jeśli się ze mną nie zgadzasz, a postanowienia noworoczne są dla ciebie kwintesencją początku każdego roku to zajrzyj do tekstu "Noworoczne plany - jak robić to dobrze.", który powstał 2 lata temu, kiedy także i ja należałam do "teamu postanowienia noworoczne". Rady są nadal aktualne i pozwolą Ci na optymalne zaplanowanie całego roku.
Daj znać co sądzisz o spisywaniu noworocznych postanowień. Team postanowienia czy team plany i marzenia?